Hej, hej! Dzisiaj przychodzę z książką od Wydawnictwa Filia, zapraszam dalej!
Kryminały, w których krzywda dzieje się dzieciom lub zwierzętom. Jak do nich podchodzicie? Przeżywacie mocniej fabułę?
Przemysła Kowalewski ze swoim debiutem szturmował półki księgarń, a z każdą kolejną powieścią było widać dosłownie na każdej stronie książki, że rozwija swój warsztat pisarski. "Latawiec" jest czwartym tomem serii z komisarzem Ugne Galantem w roli głównej. Czytać wypadałoby w odpowiedniej kolejności, ale jak ktoś przez przypadek zacznie losowo, a później będzie nadrabiać, to też będzie w porządku.
Jak na kryminał przystało na początku pojawia się trup. Doszło do zgonu lokalnego pijaka. Wszystko mogłoby wskazywać na wypadek, ale śledczy mają wątpliwości. Gdy pojawia się kolejne ciało, już ich nie mają. Podejrzewają, że grasuje seryjny morderca o dość oryginalnym pomyśle na to, kogo się pozbywać z tego świata.
Jednocześnie podążamy krokiem komisarza Galanta, który także ma problem z alkoholem, jak spora ilość podobnych postaci w literaturze kryminalnej. Tutaj jednak mamy rok 1976, Szczecin i ten czas, gdy alkohol zdecydowanie był akceptowalny w domach, a nawet przemoc czy złe warunki na porządku dziennym bez perspektyw na to, że może być lepiej.
I po raz kolejny, już czwarty raz śledzimy poczynania głównego bohatera, którego naprawdę da się lubić, a jednocześnie czuć ogromną niechęć, może nawet obrzydzenie do jego podejścia do życia i pracy. Jednak nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać wiec w pewnym momencie przychodzi chwila, w której zaczynamy mu współczuć.
Opowieść ta jest brutalnie prawdziwa, jest w niej masę bólu i cierpienia, a wpleciona została w ramy kryminalne, gdzie śledztwo jest jednym z najważniejszych elementów, ale czy najważniejszym?
Całość wywołuje taki ogrom emocji, że ciężko się później patrzy na okładkę, a kaca czytelniczego leczy dość długo. Natomiast prawda jest taka, że Kowalewski nas do tego przyzwyczaił i obawiam się, że ten natłok emocji i jego może przytłaczać.
Podsumowując, to świetny kryminał, gdzie postać głównego bohatera mimo, że schematyczna, to stworzona tak, że aż chce się za nią podążać, a każda jedna scena porusza struny w duszy czytelnika. Czyż nie o to właśnie chodzi w pisaniu książek? Aby poruszać czytelników do szpiku kości?
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Filia.
Nie czytałam jeszcze żadnej książki autora, ale to, że aż tak mocno się je odbiera, jest najlepsza rekomendacją. Chętnie sprawdzę tę serię.
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi wielkiej ochoty na lekturę tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi 🙂