07 sierpnia

Welesówna


      Hej, hej! Dzisiaj przychodzę z książką od Wydawnictwa SQN Imaginatio, zapraszam dalej!     


     Jakie macie podejście do książek z motywami słowiańskimi? Demony, wierzenia, przesądy... dla mnie to jedna z ciekawostek, a jeśli powieść jest napisana dobrze, research zrobiony, to z przyjemnością w niej przepadam.

     Widać po polskim rynku wydawniczym, że coraz więcej autorek idzie właśnie w kierunku słowiańskich wierzeń. Akurat to te spod piór kobiet rzucają się w oczy. Od Pauliny Hendel, przez Kasię Puzyńską, a teraz Mikę Modrzyńską. Tej ostatniej twórczość była do tej pory dla mnie tajemnicą i przyznam się szczerze, że byłam święcie przekonana, że to debiut. Jakież było moje zdziwienie gdy odkryłam, że to nie pierwsze rodeo Modrzyńskiej!

     Tosia, na którą wszyscy mówią Ted, jest nastolatką przygotowującą się do matury. Można by powiedzieć, że ma typowe problemy gdyby nie to, że jednym z nich są słowiańskie demony. Nazwać je atencjuszami to za mało, bo kiedy tylko zauważą, że dziewczyna ich słucha, przylepiają się do niej i nie chcą odpuścić. Ale to tylko jeden z elementów, który jest dziwny. Czy patrzenie jak martwa nauczycielka wstaje z grobu i prosi o przysługę należy do normalnych akcji? 

     W tym wszystkim znika przyjaciółka i Ted postanawia ją znaleźć. Wszczyna swoje prywatne śledztwo, a jej podejrzenia padają na nowego nauczyciela, w którym podkochiwała się Zuzia. Co z tego wyniknie? I dlaczego Ted nazywana jest Welesówną?

     Tego typu książki mogą być horrorami, mogą być klasyczną fantastyką albo młodzieżówkami. I "Welesówna" należy do tej ostatniej kategorii. Wiele osób w tym miejscu się zastanowi czy w ogóle po nią sięgnąć, ale to absolutnie nie jest wada. Choć prawda jest taka, że główna bohaterka to faktycznie typowa naiwna, lekko irytująca bohaterka, która nie trawi swojego imienia i dlatego ma ksywkę Ted, którą w zasadzie sama sobie nadała.

     I faktycznie bohaterowie są jakby sztuczni, dziwni i przez to ciężko zapałać do nich jakąkolwiek sympatią. Niestety, innych uczuć też brak więc są oni po prostu elementem powieści. Powieści, która mogła być naprawdę świetna, a jest po prostu przeciętna.

    Akcja toczy się szybko, momentami aż za szybko i czuć jak by autorka się spieszyła ku końcowi. A po co? Przecież nawet, gdyby było tu o sto stron więcej, to i tak byłaby na nią chrapka. Fantastyka potrafi być świetna zarówno na stu stronach, jak i na tysiącu. I gdyby to był debiut, z całą pewnością byłoby to do wybaczenia, a tak tutaj czuć braki w warsztacie.

    Czy w takim razie warto po tę książkę sięgnąć? Decyzja należy do każdego czytelnika, ale przede wszystkim należy pamiętać, że ile ludzi, tyle gustów. Jednemu się spodoba do granic możliwości, inny będzie zawiedziony. Dla mnie największą gratką były demony i żałuję ogromnie, że nie pojawiały się częściej, a przy tym spotkały na swojej drodze osobę, która absolutnie nie chce mieć do czynienia z nimi, a chce mieć zwykłe życie. Kto by chciał mieć zwykłe życie w obliczu słowiańskiej przygody!

     Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem SQN Imaginatio.



     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2019 Wystukane recenzje