Hej, hej! Dzisiaj przychodzę z książką od Wydawnictwa Mięta, zapraszam dalej!
Czytacie debiuty? Jakie macie do nich podejście? Ja uwielbiam sięgać po debiuty, bo można trafić na perełki już na samym początku kariery autorów. To też powód, dla którego w moich rękach wylądowała "Bez filtra".
Aldona, główna bohaterka powieści to kobieta, która ma męża, dzieci i wydawałoby się, że jest szczęśliwa. Jednak jej życie w sporej części toczy się w mediach społecznościowych i to przez nie zaprzepaszcza relacje z rodziną. Przez to, że wszystko jej się zaczęło walić na głowę w jednym momencie postanawia, że ciasteczka konopne i wino będą idealnym rozwiązaniem by choć na chwilę zapomnieć. I tak się dzieje, bo kobieta niszczy elewację szkoły za co zostają jej przyznane prace społeczne. Czy to wystarczy żeby się opamiętała?
Miała to być lekka książka. Na wakacje, przyjemna, a tu się okazuje, że autorka przykłada od razu czytelnikowi z grubej rury prosto w splot słoneczny. Co prawda fabuła nie jest bardzo ciężka, a okładka sugeruje, że to może być pewnego rodzaju komedia, to jednak kurczę, jak tu jest napakowane mądrze słów, jaka to jest inteligentna opowieść, to wręcz można wpaść w szok.
I pewnie wiele osób zwróci uwagę na to, że autorka zdecydowanie potrafi pisać i używa zwrotów najwyższych lotów, to jednak przemyca nam bardzo aktualne problemy społeczeństwa. Czyż nie zapadamy się w media społecznościowe coraz bardziej? Nie ma coraz to nowych aplikacji, gdzie każdy ma potrzebę być coraz bardziej rozpoznawalny?
A co gdy opadnie filtr i trzeba stawić czoła rzeczywistości? Ta książka wpada do głowy i nie chce z niej wyjść. Nie spodziewałam się po niej niczego konkretnego, na pewno nie tak dojrzałej i świetnej opowieści.
Niech was nie zmyli okładka, bo to, co za nią znajdziecie, to kawał świetnego debiutu i pamiętajcie czytać niespiesznie, zaglądając między wiersze!
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz