Hej, hej! Dzisiaj przychodzę z książką od Wydawnictwa Czwarta Strona, zapraszam dalej!
Sięgacie po debiuty? U mnie są to zdecydowanie książki, które uwielbiam czytać, poznawać nowe nazwiska, zapisywać na liście i wypatrywać kolejnych powieści. Oczywiście, zdarzają się także i takie, które zwyczajnie wyrzuciłabym do kosza, ale i wpadają w ręce perełki. No i tutaj jest jeszcze kwestia tego, czy chętnie czytacie powieści spod pióra polskich autorów? Kiedyś powiedziałabym, że ja nie, ale teraz? Uwielbiam! Na równi z zagranicznymi, zwłaszcza kryminałami, u mnie stoją na półce. Bo wiecie, polscy autorzy potrafią w kryminały. A czy Weronika Mathia także?
Tytułowy żar leje się z nieba, środek lata i wszystko mogłoby się wydawać wspaniałe do momentu, aż Lena wyznaje Rafałowi miłość. Chłopak popełnia samobójstwo. Dlaczego? Niewiadomo. Po dwudziestu latach syn Leny staje w dokładnie tym samym położeniu co ona lata temu. Jego dziewczyna postanawia popełnić samobójstwo. Drugi raz, w miejscu, o którym mówi się, że jest nawiedzone. Główna bohaterka szuka syna, który nagle zniknął, a w tym wszystkim mamy jeszcze sprawę kryminalną i aspiranta Zommera, który szuka mordercy siostrzenicy... co się wydarzyło i dlaczego?
Mathia stworzyła kryminał z tak dużą ilością wątków obyczajowych, że generalnie stwierdziłabym w zupełności na odwrót, że to obyczajówka z wątkiem kryminalnym. Mimo, że śledztwo jest istotne, mimo, że w rzekomo nawiedzonym domu coś się faktycznie dzieje i nie, to nie duchy, to jednak bardzo skupiła się na bohaterach. Z jednej strony to dobrze, to dość istotne aby poznać postacie, ich motywacje, charaktery, przeszłość i tajemnice, ale z drugiej? Dla mnie za mało kryminału w kryminale się zrobiło.
I nie, nie mówię, że to źle i, że ta książka jest zła. Absolutnie nie. Jest naprawdę świetna, ciężko się od niej oderwać, a atmosfera wręcz wciska w podłogę. No bo właśnie, w tej powieści ukryte jest tak wiele tajemnic, że kiedy odkrywa się je wszystkie po kolei, to ma się w głowie tylko pytanie: jak ci ludzie mogli żyć z takim ciężarem na sercu? I w tym miejscu wydarzyło się coś niesamowitego, bo chyba po raz pierwszy mogę z całą pewnością powiedzieć, że powieść przypadła mi do gustu mimo, że żadnego z bohaterów nie polubiłam. Każde wydawało mi się dziwne, nienaturalne, co pod koniec się wyjaśniło i to nie była kwestia kreacji danej postaci, tylko tego, że tak mieli być odebrani.
Choć autorka postawiła na pewniaka, jakim ostatnimi czasy jest prowadzenie narracji w dwóch płaszczyznach czasowych i wyjawianie tajemnic z przeszłości, to zrobiła to umiejętnie. Nie mogę powiedzieć, że jest idealnie, bo czuć, że to debiut, są drobne błędy, ale z tyłu głowy kołata mi się tylko jedno stwierdzenie: chcę więcej! Dlatego czekam na kolejną powieść i mam nadzieję, że Weronika Mathia będzie się tylko rozwijać i podawać nam na tacy kolejne bardzo ciekawe powieści.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.
Może się za nią rozejrzę
OdpowiedzUsuń