15 lipca

Zimne bagno


      Hej, hej! Dzisiaj przychodzę z książką od Wydawnictwa Czarna Owca, zapraszam dalej!     


      Liza Marklund to jedna z autorek, których książki bardzo, bardzo lubię i zawsze chętnie sięgam po kolejne, bo każda jedna jest zaskakująca, potrafi wywołać w głowie niezły chaos, a przy tym jest zupełnie czymś innym niż to, co czytam na co dzień. Dlaczego? Są to opowieści, w których nie ma pośpiechu, gdzie akcja nie gna na łeb, na szyję tylko wręcz się ślimaczy. I choć z reguły mi to nieco przeszkadza, bo wolę gdy nie ma czasu na złapanie oddechu, to Marklund potrafi sprawić, że delektuję się jej opowieściami.

     "Zimne bagno" jest drugim tomem trylogii kamiennego bagna. Nazwa dobrana tak, że czytelnik się zastanawia cóż to tam się może wydarzyć i jak opowiadałam już przy pierwszej części, to coś nieco innego niż to, co zwykle serwuje Marklund. 

     Czytać należy w odpowiedniej kolejności, bo może się okazać, że wybory i zachowania bohaterów będą niezrozumiałe jeśli zaczniecie od tomu drugiego. Ale do celu...

     W tej części mamy kobietę i dziecko, które wychodzą z domu zostawiając karteczkę na stole w kuchni z informacjami od Heleny. Miała zbierać maliny, ale nie wracają wieczorem do domu ani ona, ani dziecko. Zaniepokojony mężczyzna prosi o pomoc i ekipa ratunkowa wyrusza na poszukiwania. Znajdują dziewczynę wyglądającą na martwą, w jej buzi roi się od mrówek, poddała się. Kiedy jednak zostaje podniesiona przez opiekuna psów, wydaje z siebie cichutki jęk. Dziecko udaje się uratować, ale Helenę już niestety nie. Mało tego, nigdy nie została znaleziona. 

     Cała historia jest niepokojąca, wręcz momentami dziwna. Wyobrażacie sobie, że ciało po prostu znika i nigdy nie zostaje odnalezione? Zrozpaczony mąż pogodził się ze stratą tylko dlatego, że musiał zająć się dziećmi i utrzymała go też przy zdrowych zmysłach praca. Tylko, gdy po trzydziestu latach syn otrzymuje list, który wygląda na napisany przez nieżyjącą matkę nagle wszystko zaczyna się robić jeszcze dziwniejsze.

     Ten thriller jest niespieszny, wszystko dzieje się bardzo powoli, ale ma to swój niepowtarzalny klimat. Momentami wręcz można się za siebie oglądać i zastanawiać czy nie słyszmy tych złowrogich komarów, jak ekipa ratunkowa.

      Mnóstwo tajemnic, pytań, mało odpowiedzi, przeskoki w czasie, a zagadka rozwiązana zostaje dopiero pod koniec książki i mam nieodparte wrażenie, że ciężko byłoby przewidzieć, co właściwie się wydarzy właśnie na finiszu książki. A główny bohater, wiking, który stracił żonę również sprawia wrażenie jak by coś ukrywał. A czy tak jest?

     Książka powoduje, że na plecach przebiegają dreszcze, jest wciągająca niczym tytułowe bagno. Czekam niecierpliwie na trzeci, finałowy tom tej trylogii i aż boję się cóż tam znajdę.

     Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca.



1 komentarz:

  1. Mam ochotę poznać rozwiązanie zagadki. Bardzo lubię thrillery, a ten zapowiada się obiecująco.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2019 Wystukane recenzje