Hej, hej, dzisiaj przychodzę z książka od wydawnictwa Muza, zapraszam dalej!
„Za żywopłotem” to książka, która swoją premierę będzie
miała już 15 lutego, czyli w przyszłym tygodniu. Miałam to szczęście, że
przyjechała do mnie już nieco wcześniej i dzięki temu mogę Wam o niej
opowiedzieć jeszcze przed oficjalną premierą, a co za tym idzie być może
podpowiedzieć czy warto przeczytać.
Wydawnictwo Muza jeśli o kryminały chodzi, to dla mnie w
zasadzie pewniak. Choć w przypadku niektórych autorów, jak np. Katarzyny Bondy,
mamy mieszane relacje i nie każda jej powieść przypada mi do gustu, tak w
zasadzie zdecydowanie wybierają skrupulatnie to, co chcą wydać. A przynajmniej
tak było do tej pory 😉 Czy w takim razie „Za żywopłotem” jest warta
uwagi?
Zacznijmy od tego o czym ta książka jest. A jest to debiut,
co dla mnie ważne, bo z zasady uwielbiam brać je w ciemno i pozwalać się
zaskoczyć, wpaść w zachwyt lub wręcz przeciwnie, stwierdzić, że to nie jest to.
Tym razem temat jest bardzo ciekawy. Maria Biernacka-Drabik
wzięła na tapetę skazańców. A w zasadzie to jednego z tych, którzy twierdzą, że
siedzą za niewinność. Tylko czy nie każdy tak mówi? Według mnie nie. Część z
nich otwarcie przyznaje się do tego, co zrobiło. Ale autorka przedstawia nam
głównego bohatera, Miłosza jako osobę, która twierdzi, że jest niewinna. Został
oskarżony o zabicie przyjaciela. Usilnie twierdzi, że ma zamiar znaleźć
właściwego mordercę i uczynić mu samosąd… Kiedy już dochodzi do tego, że jest
na wolności i zaczyna prowadzić swoje własne śledztwo, to nagle okazuje się, że
patrząc na wydarzenia z przeszłości, wcale nie wygląda na niewinnego.
Autorka wzięła sobie na warsztat bardzo ciekawy temat i
jednocześnie próbujemy rozwiązać zagadkę morderstwa i słuszności skazania
człowieka na pobyt w więzieniu. Spodziewałam się, że będzie to powieść
obszerniejsza, a tutaj dostałam nieco ponad trzysta stron. Z jednej strony to
dobrze, bo nie ma lania wody, a z drugiej… cóż, czasami dobrze jest się
zagłębić w lekturę na dłużej.
Część osób powie, że to kryminał, ale jak mam być szczera,
to według mnie jest to thriller. Taki typowy, wypełniany niepokojem, mroczny, a
zahaczający o prywatne śledztwo, które też nomen omen dla mnie nie jest typowym
dla kryminału.
Główny bohater, Miłosz, to człowiek zawzięty, dążący do celu
i choć mogłoby się wydawać, że niemal po trupach, to tak nie do końca. Był
współwłaścicielem firmy, inżynierem i wszystko się mu układało do momentu aż
został wsadzony do więzienia i wszystko się posypało. Ma też pretensje do
policjantów, którym mogło być bardzo na rękę zamknięcie jego firmy…
Jak już wspominałam, jest to debiut. Bardzo udany, jak mam
być szczera. Mam nadzieję, że autorka będzie się dalej rozwijać pisarsko i
stworzy kolejne opowieści powodujące, że zastanawiamy się nad słusznością
decyzji pewnych organów ścigania. Ten temat mogłaby śmiało rozwinąć i wskazać
wiele innych problemów, a całość ubrać w dobrze skrojoną fabułę.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Muza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz