20 maja

Czarna walizka. Dalej niż daleko.


 

Czasami jest tak, że po książki niektórych autorów sięgamy kiedy mają oni już na swoim koncie kilka wydanych świetnych powieści, często różnorodnych, a jednak dopiero gdy wydają coś w naszym ulubionym gatunku, z chęcią je sprawdzamy i albo stwierdzamy, że to jest właśnie to, albo nie. Tak zrobiłam właśnie z „Czarną walizką” Katarzyny Ryrych. Kiedy w moje ręce wpadł pierwszy tom, z ciekawości sprawdziłam czy to przypadkiem nie jest debiut i jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam całe mnóstwo książeczek dziecięcych przypisanych do nazwiska autorki! To zupełnie nie moje klimaty i dlatego też pewnie wcześniej nie widziałam nic, co by mnie zainteresowało, aż do momentu, gdy zobaczyłam serię „Czarna walizka”.

O czym w takim razie ona jest i czy warto sięgnąć? Bo przypominam, tym razem opowiadam o tomie numer dwa, a w przygotowaniu jest i trzeci! Jest to saga rodzinna, więc, jak się domyślacie, najlepiej jest czytać w kolejności jaka zostaje nam narzucona, bo później można już coś wiedzieć, a po co sobie psuć zabawę?

No dobrze, druga część jest kontynuacją, to już wiecie, ale o czym ona opowiada? Autorka zabiera nas, razem z głównymi bohaterami do Krakowa. Kim są w takim razie ci bohaterowie? Mikołaj i Ewelina, którzy są parą nie mają lekko. Opiekują się Marią, która została zamknięta w ośrodku dla obłąkanych, a jak na czasy, gdy jeszcze nadciąga wielkimi krokami wojna… no cóż, łatwo nie jest. Szczęście lub nieszczęście w tym wszystkim, że w dziwnych okolicznościach kobieta umiera. Dla Mikołaja to szczęście, choć cieszyć się nie powinien, ale chce on poślubić Ewelinę, więc to dla niego moment zbawienny. Niestety, wojna powoduje, że muszą uciekać do Nowego Jorku. Czy im się to uda?

Powiem tak. Dla mnie na plus są czasy wojny, uwielbiam o nich czytać, zwłaszcza, gdy autorzy wkładają w powieść serce i również różne ciekawostki. Co zabawne, nie przepadam za sagami rodzinnymi, ale szczerze mówiąc tej serii taką bym nie nazwała. To obyczajówki, pełną gębą, ale kurczę, krzywdzące jest nazywanie ich sagą. Wiele osób od razu takie odkłada z powrotem na półkę w księgarni, bo kojarzą się ze starą literaturą na kształt tasiemców typu „Moda na sukces”. Dlatego myślę, że lepiej byłoby mówić tu o serii obyczajowej, bo taką właśnie jest.

A sama akcja jest bardzo dynamiczna, dzieje się dużo, czyta się w napięciu i martwi o bohaterów, którzy także są stworzeni świetnie. Każde ma swoje problemy, rozterki, a czytając opis książki pierwsze co przyszło mi do głowy, to że znajdę w środku i wątek kryminalny! Zaczynają krążyć pytania czy to nie Mikołaj pozbył się problemu, a może tak byłoby łatwiej uciekać, a może na tamte czasy osoba w psychiatry to jednak był wielki problem. Mnóstwo pytań!

I tutaj zrobię pauzę, bo autorka na koniec zostawia z niedosytem! Jak ja czekam na trzeci tom, to sobie nawet nie wyobrażacie… tyle niedomkniętych wątków, tyle pytań i niewiele odpowiedzi. Myślę, że to jedna z ciekawszych obyczajówek jakie czytałam i nareszcie taka, która nie jest infantylna. Zatem polecam, bo naprawdę warto sprawdzić, ale od razu oba tomy! Poprzedni także jest świetny.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2019 Wystukane recenzje