Book Morning! Zaczynam nadrabiać zaległe recenzje, ponieważ ostatnio zdecydowanie więcej czytam niż piszę, ale już, już nadrabiam :)
"Susza" to pierwszy tom serii, który odkładałam tak okropnie długo na czytniku do przeczytania, że wydany został drugi. Ale tę prokrastynację przerwało pojawienie się pierwszego w okładce filmowej. Przełamało to stos hańby tak mocno, że zaraz po niej przeczytałam drugi, ale dzisiaj o "Suszy" w pierwszej kolejności :)
W tych książkach Jane Harper, główne skrzypce gra Aaron Falk. Jest agentem federalnym, a dla mnie to już ogromny plus, bo uwielbiam thrillery i kryminały z FBI, CIA i innymi w tle. Aarona historia jest jednak nieco inna niż tylko praca w agencji. Wraca do małej mieściny, w której wszyscy na niego krzywo patrzą na pogrzeb przyjaciela. Dwadzieścia lat wcześniej ten właśnie przyjaciel zapewnił naszemu głównemu bohaterowi alibi w momencie kiedy był podejrzewany o morderstwo koleżanki. Miał wtedy tylko szesnaście lat i musiał wraz z ojcem wyjechać z miasteczka. I pewnie w tym momencie wiele osób się krzywi i po ich głowach krąży myśl, czy to było prawdziwe alibi. Nieco słusznie, nieco nie. Okazuje się, że znalazł się nagle człowiek, który ma pewność, że te zeznania były wtedy fałszywe. Co to zmienia po takim czasie?
Pewnie się domyślacie, że jak na takie małe, zapyziałe miasteczko przystało i społeczność, która może mieć wiele do ukrycia, będą i tajemnice. Falk próbuje dowiedzieć się co stało się z jego przyjacielem i wcale nie będzie to przyjemne i szybkie śledztwo, zwłaszcza że próbują wmawiać, że to Luke zabił swoją żonę i dziecko.
Historię Aarona i Luke'a poznajemy na dwa sposoby. Przeszłość przeplatana jest z teraźniejszością i dzięki temu możemy poznać bohaterów jeszcze lepiej i zrozumieć co się wydarzyło dwadzieścia lat wcześniej.
Jest to kryminał, ale szczerze mówiąc, skoro już susza i perspektywa kataklizmu, to czemu nie można było wpleść więcej tego typu elementów? Śledztwo się ciągnie, dłuży i o ile zagadka jest konkretna, a autorka zakręca czytelnikiem tak, że sam się dziwi, jakie jest rozwiązanie, to całe tło, które miało być zachętą do lektury, jest zwyczajnie odepchnięte gdzieś daleko i traktowane jako konieczność, zamiast ogromnego potencjału. A szkoda.
Jestem jednak ciekawa ekranizacji, bo zawsze się one nieco różnią od książek i być może w tym przypadku będzie tak, że to właśnie film będzie lepszy. Szkoda, że autorka tak mało uwagi poświęciła relacjom bohaterów i nadciągającej katastrofie.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca :)
Daruję sobie, szkoda czasu na średniaki.
OdpowiedzUsuńChciałam przeczytać tę książkę, ale teraz jeszcze się zastanowię nad tym.
OdpowiedzUsuń