Hej, hej, dzisiaj wyjątkowo, bo późniejszą porą, ale mam dla Was kilka słów o "Projekt Hail Mary"! Zapraszam dalej!
Andy Weir i ja spotkaliśmy się po raz pierwszy podczas lektury "Marsjanina"i wtedy zachwyciłam się jego pomysłowością, zgłębieniem tematu i przedstawieniem czytelnikowi w postaci sci-fi historii, od której nie da się oderwać. Od tamtej pory każdą jego kolejną powieść mam w dniu premiery lub jeśli się uda, to wcześniej i pochłaniam.Śmiejcie się, ale filmu to do tej pory nie oglądałam w całości. Gdzieś tam urywki jak leciał w telewizji, ale generalnie wystarczyła mi w zupełności książka. No to dzisiaj o "Projekcie Hail Mary" chciałam Wam opowiedzieć, bo nawet ulubiony pisarz może swojego fana zawieść, prawda? Czy tak tym razem właśnie było?
Łapcie informacje:
Autor: Andy Weir
Tytuł: Projekt Hail Mary
Gatunek: Sci-fi
Data premiery: 5 maja 2021
Wydawnictwo: NieZwykłe
Ilość stron: 512 i to drobnym druczkiem, w nieco większym formacie. Czytałam mniej więcej tyle czasu ile zajmuje mi pochłonięcie książek, które mają 850-900 stron.
No dobrze, przejdźmy do tego, o czym ta książka jest, bo, że sci-fi to już wiecie. Poznajemy głównego bohatera Rylanda Grace, ale on o tym jeszcze nie wie. Wybudził się ze snu i nie pamięta co robi w tym miejscu, kim jest. Powolutku odkrywa co i jak, a z pomocą przychodzą mu ramiona i głos robota. Okazuje się, że tylko on przeżył, jest daleko od domu, a nawet bardzo daleko. Do tego, obok niego leży dwoje ludzi, a przynajmniej tak można przypuszczać, którzy są martwi. Wyobrażacie sobie znaleźć się dosłownie samemu nie wiedząc gdzie się jest ani po co i patrzeć na dwa trupy?
Kiedy takie coś spada na inteligentnego, fajnego człowieka, to już wiadomo jak to się skończy. Będzie szukał, aż znajdzie i właśnie w tym przypadku odkrywa on drogą różnych eksperymentów, że jest lata świetlne od ludzkości. I okazuje się, bardzo powolutku, co w tym przypadku nie oznacza, że również bardzo nudno, że misja, której się podjęli gdy wyruszali w podróż w kosmos miała polegać na uratowaniu świata... czy się uda?
Od razu muszę powiedzieć, że Andy Weir potrafi tworzyć genialnych bohaterów. Takich, którzy mają poczucie humoru, są inteligentni, sarkastyczni i zwyczajnie myślę, że nie ma czytelnika, który by ich nie lubił, ale muszę wbić też szpilę, bo to kolejny taki samo mężczyzna. W "Marsjaninie" spotkaliśmy zupełnie takiego samego. Czy to wada? Z jednej strony tak, z drugiej nie, ale miałam wrażenie, że to znów ta sama osoba. Czy przez to czytało mi się gorzej? Nie :)
I tym razem w treść autor włożył cały ogrom smaczków naukowych. Wiem, że wiele osób to irytuje, ale akurat dla mnie to zaleta poznawać wszystko od wewnątrz. Tutaj myślę, że ma znaczenie to, że Weir nie tłumaczy nam jak głupkom zasad podstawowych, ale wręcz dowcipnie naciska, aby wrócić do początkowych lat szkolnych i spróbować zastosować te zupełnie pierwsze małe skrawki wiedzy i okaże się, że to wszystko wcale nie jest takie skomplikowane!
Jeśli zagłębicie się w lekturę, to dostaniecie też jako ludzie opiernicz od autora. Tak po prostu, za to, że jesteśmy gatunkiem najobrzydliwszym i współpracować i prosić o pomoc to my chętnie, ale dopiero jak jest naprawdę źle. Ale więcej szukajcie między wierszami, bo to nie tylko sci-fi z górnej półki, ale również historia, przy której łezka wzruszenia się pojawia w kąciku oka.
Dla mnie jedna z lepszych, choć pewnie wielu powie, że na jedno kopytu Andy Weir pisze. Czyta się szybko i można skończyć z przekrwionymi oczami nad ranem nie mogąc odkleić się od treści. Zatem polecam! Wyruszcie w kosmos ratować świat wraz z głównym bohaterem i jego towarzyszem. Tak, tak, miał pomoc, ale jaką? Sprawdźcie, czy to pies, kot, papuga, a może obcy?
Wydawnictwu Akurat baaaaardzo dziękuję za egzemplarz, znajdzie swoje miejsce honorowe w mojej biblioteczce :)
Zupełnie nie mój gatunek czytelniczy.
OdpowiedzUsuńSci-fi to nie moje rejony czytelnicze, dlatego mimo zachęcającej recenzji bez żalu odpuszczam.
OdpowiedzUsuń