Hej, hej! Dziś przedpremierowo o "Buntowniku"! Zapraszam :)
Od razu powiem, że nieco się zdziwiłam widząc, że to trzeci tom serii. Cóż mam powiedzieć... znam tę serię i bardzo, ale to bardzo muszę ponarzekać na okładkę! No halo, poprzednie dwie były ze sobą zgrane, a ta jest tak inna, że nie wpadłabym na to, że to kolejna część! Zwłaszcza, że to finalny tom. Ogromnie mi szkoda, że do siebie nie pasują na półce, ale nie okładka jest najważniejsza, a treść!
Tak już poza tematem wspominając, to widziałam tę książkę w zapowiedziach Wydawnictwa Burda i pewnie bym się zgłosiła do współpracy, ale złowiłam ją w klubie recenzenta nakanapie.pl tym razem :)
No dobrze, przejdźmy do konkretów. W środku znajdziecie 288 stron treści, czyli na jeden wieczór lektura i dwoje bohaterów, którzy byli już obecni w "Figurantce" i "Ryzykancie". Jeśli nie znacie poprzednich części, koniecznie najpierw je przeczytajcie. W przypadku tej serii bardzo ważne jest czytanie w odpowiedniej kolejności, bo są kontynuowane wątki. I automatycznie uważajcie na moją recenzję, bo mogę niechcący zaspojlerować więc jeśli się tego obawiacie, to pomińcie kolejny akapit, w którym przybliżam nieco fabułę. Dalej będą moje wrażenia.
Jak już wcześniej wspomniałam, to finałowy tom, więc i walka o życie dosłownie decydująca. Nasi bohaterowie, Bruce i Alice musieli zmierzyć się z ogromnymi problemami, które mogły doprowadzić do rozpadu ich związku. I nie, żadna namiętność nie spowoduje, że związek będzie silny i pełen zaufania. Dlatego również o zaufanie właśnie przyszło im zawalczyć. Postanowili wrócić do Stanów Zjednoczonych i kto czytał, ten wie, że takie jawne wychodzenie z ukrycia może dla nich okazać się śmiertelną pomyłką. A czy udało im się przetrwać? I nie chodzi tylko o miłość, ale także o ich życie. Musicie przeczytać sami.
Powiem tak: z chęcią wróciłam do tego nieco zagmatwanego świata sensacyjno-erotycznego choć pamiętam, że sięgając po tom pierwszy miałam ogromne wątpliwości czy to ma prawo się udać i czy warto to czytać. Bardzo polubiłam już wtedy bohaterów i nadal darzę ich sympatią. Każde z nich jest zupełnie inne i po prostu nie da się ich nie lubić. Mają swoje problemy, które pewnie nie zdarzają się w życiu codziennym, ale to dodaje właśnie całej historii pikanterii.
Co mnie boli w tej części to to, że w zasadzie mogłaby nie istnieć. Dla mnie napisana jest na siłę i mimo, że z chęcią ją pochłonęłam na raz, to jest to piąte koło u wozu. Już lepiej byłoby w poprzednim tomie zakończyć tekstem typu "i żyli długo i było im zielono..." niż na siłę dokładać niecałe trzysta stron tekstu w zasadzie o niczym.
I to mam jeszcze jeden problem, bo zrobiło się w akcji zwyczajnie nudno. To już nie to samo, co dwa poprzedni tomy, gdzie akcja brnęła ekstremalnie szybko i adrenalinę autorka wręcz wstrzykiwała czytelnikowi prosto w żyłę. Nie, tutaj ewidentnie czuć, że to już nie jest to samo. Zrobiła się z tej części słaba obyczajówka. I tytuł "Buntowni", hm... szczerze? Poprzednie nawiązywały do fabuły, a ten tak wyciągnięty nie wiadomo skąd. Bo co, bo szuka sprawiedliwości, to od razu jest buntownikiem? No nie, przepraszam, spasuję.
I podsumowując moje żale muszę powiedzieć, że nie mogę z czystym sumieniem polecić tego tomu. Poprzednie owszem, są świetne, ale ten dla mnie to napisana na siłę końcówka opowieści, na którą zabrakło pomysłu.
Ode mnie 5/10 gwiazdek i te plusiki to głównie za to, że ponownie mogłam się spotkać z bohaterami, których bardzo lubię, a także za lekki, przyjemny styl autorki, bo czytając, nie sprawdza się ile stron zostało do końca.
Raczej nie planuję czytać tej książki.
OdpowiedzUsuńNie znam serii. Jeśli kiedyś po nią sięgnę, raczej skończę na drugim tomie, skoro ten nic nowego nie wnosi.
OdpowiedzUsuń