Hej, hej! Macie tak czasami, że już po kilkunastu, kilkudziesięciu stronach radośnie oznajmiacie "Boże, jakie to jest dobre!" ? Chodźcie dalej, powiem Wam czy przy tej książce wydałam z siebie taki okrzyk radości!
"Strefa mroku" to książka, która mnie przyciągnęła do siebie opisem. Często przeglądam zapowiedzi wydawnicze i kiedy coś wpada mi w oko już, chociażby dzięki okładce, to muszę sprawdzić, czy jest warte uwagi. Jakież było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że nie ma recenzji ani na lubimy czytać, ani na stronach księgarń! Gdzie są wszyscy fani political fiction i dobrej sensacji?!
Przejdźmy do szczegółów. Zaczniemy tradycyjnie od tego, o czym ta powieść jest. Poznajemy Ulrika, głównego bohatera, dziennikarza. Niestety, nastał moment zwolnień i on także został bezrobotnym, na zasiłku. To nie jest tak, że to kilka dni czy miesiąc, niestety, to się ciągnie już kilka lat. I pewnego dnia przez urząd pracy zostaje skierowany na coś a'la staż/praktyki. Trafia do dziennika, gdzie pierwszy temat, jaki zostaje mu narzucony dotyczy morderstwa. Akurat w tym samym czasie dzieje się tyle w polityce, że wolałby pisać artykuły właśnie w tym temacie, ale nie jest mu to dane. Wszak jest tylko na praktykach.
Mimo że Ulrik Torp jest doświadczonym dziennikarzem, każe mu się startować niemal od zera. Jednak sprawa morderstwa okazuje się mieć głębsze dno. Dlatego wraz ze stażystą z dziennika, starają się ją rozwikłać. Zamordowany został urzędnik, który być może odkrył wielkie oszustwo i stąd nagle zniknął ze świata żywych.
A teraz przejdźmy do mojej opinii, bo co znajdziecie w fabule, już wiecie.
Głównego bohatera polubiłam od razu. Miałam poczucie, że to taki poczciwy przyjaciel, któremu w życiu nie dopisało szczęście i kiedy do tego dokładano jeszcze gorzkie słowa, które zamiast go podnieść na duchu, nieco jednak wbijały w podłogę, to było mi go ogromnie szkoda. No bo komu z nas byłoby miło gdyby jego partner stwierdził, że szuka pracy już pięć lat więc za moment będzie musiał wziąć cokolwiek, niekoniecznie w swoim zawodzie? Do tego dochodzą niesnaski rodzinne, które także są przykrywane uprzejmością, ale jednak widać, że każdy kolejny cios jest coraz gorszy. Na szczęście, kiedy tylko Ulrik łapie porządną sprawę w swoje ręce i może przeprowadzić śledztwo... dosłownie ożywa na nowo. Tylko jak długo to może trwać? Musicie sami sprawdzić :)
Akcja jest niespieszna i choć często na takową narzekam, to tym razem było naprawdę świetnie. To taki kawałek sensacji, który obija się o politykę i dziennikarstwo więc nic dziwnego, że nie leci to wszystko na złamanie karku, tylko toczy się powoli, swoim tempem. Ja takie tempo poznałam w "House of cards" i je polubiłam. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że każdy fan tego serialu, czy książek, zatopi się w "Strefie mroku" z przyjemnością!
Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że autor jest dziennikarzem. Wykładał też dziennikarstwo polityczne więc cóż się dziwić, że wiedział, o czym pisze i stworzył historię, nad którą można śmiało zacząć się zastanawiać czy ma coś wspólnego z rzeczywistością.
Także podsumowując, polecam! Po kilkudziesięciu stronach włożyłam zakładkę, przymknęłam książkę i powiedziałam "Boże, jakie to jest dobre"! I tak oto nieznane mi wcześniej nazwisko pisarza ląduje na liście "muszę mieć w dniu premiery, koniecznie". Moje absolutne odkrycie.
Ode mnie 10/10 gwiazdek. Zaczęłam ją czytać w grudniu, skończyłam w styczniu więc jest to bardzo dobrze rozpoczęty czytelniczo rok. Wydawnictwu Sonia Draga dziękuję za egzemplarz!
Również będę czytała tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńTeż mi się zdarza, że jakaś książka porywa mnie niemal od samego początku i tak już zostaje. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że mi również spodobałaby się ta książka:)
OdpowiedzUsuńzapowiada się ciekawie - może się rozejrzę nad nią
OdpowiedzUsuń