30 grudnia

Jak zostałam peruwiańską żoną


     "Jak zostałam peruwiańską żoną" to książka, którą przypisano do gatunku literatura faktu. Był to powód, dla którego chciałam ją przeczytać, ponieważ ostatnio bardzo mi podchodzą tego typu książki. Czy było warto?

     O Mii Słowik wcześniej nie słyszałam. Nie zniechęciło mnie to jednak do przeczytania powieści spod jej pióra. W pierwszej kolejności zwróciłam uwagę na okładkę, jest śliczna i myślę, że wiele osób też się nią zachwyca. Czy treść również? Otóż, nie jest to książka lekka i przyjemna, ale tak, jest świetna.

     Książka miała swoją premierę 27 listopada 2019. Jak na niecałe 400 stron, bo ma ich 368 jest dość ciężka, ale to kwestia papieru, na jakim została wydrukowana. Trzyma się ją w ręku z przyjemnością.

     Z opisu wydawcy można już sporo wywnioskować:
     "Podążając za radą ezoterycznej terapeutki, z biletem w jedną stronę Mia wyrusza w podróż życia po Ameryce Południowej, gdzie zmaga się z wrodzonym brakiem asertywności i niezdecydowaniem. W trakcie wyprawy bierze udział w ceremonii Ayahuaski, spędza czas w indiańskich wioskach, centrach medytacyjnych, a nawet w domu niebezpiecznych paramilitares, nieustannie starając się odnaleźć drogę do samej siebie. Ostatecznie podróż rzeczywiście nieodwracalnie przemienia jej życie, w sposób, którego nigdy nie wzięłaby pod uwagę.

Literatura faktu, którą czyta się jak dobrą powieść. Pełna humoru, bez cenzury ukazuje blaski i cienie spontanicznej podróży europejskiej kobiety w patriarchalnej kulturze macho. Bezpretensjonalna „Brigitte Jones w podróży”!"

     I tu się zgodzę ze stwierdzeniem, że to teoretycznie literatura faktu, ale jednak czyta się jak starą, dobrą Bridgitte Jones. Dla mnie osobiście to wada. Liczyłam na coś zupełnie innego, a dostałam powieść obyczajową o dziewczynie, która zmaga się z własnymi problemami, kompleksami, a jednocześnie próbuje sama siebie w tym wszystkim odnaleźć. Czy jej się uda to już każdy z Was musi przeczytać sam. A warto.

     Niech nie zwiedzie Was to porównanie do Bridgitte Jones. W tej książce nie ma takiego humoru, a wręcz przeciwnie, zmusza ona czytelnika do przemyśleń, zastanowienia się nad swoim życiem i de facto nad tym, czy jesteśmy szczęśliwi.

     Podsumowując, ta książka to powieść, którą polecam osobom, które raczej bardziej wolą literaturę obyczajową, niż podróżniczą, ponieważ tej drugiej jest w tym przypadku o wiele mniej. Jednak jest to książka, która wciąga czytelnika w swój świat i ciężko się od niej oderwać. Według mnie, to kolejna polska powieść, po którą warto sięgnąć.

Ostatecznie 7/10 😊
Dziękuję serdecznie za możliwość przeczytania i egzemplarz recenzencki Wydawnictwu Annapurna!



8 komentarzy:

  1. Myślę ,że książka mogłaby mi się spodobać, także będę o niej pamiętała. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się fabuła tej książki, chętnie kupię sobie w 2020 ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam w planach tej książki, nie moje klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama nie wiem, może za jakiś czas. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasem literatura faktu rzeczywiście dobrze sprawdza się jako powieść. Ale zdecydowanie wymaga to sprawnego pióra autora :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Raczej nie moje klimaty kulturowe ;) I nie mam zamiaru nigdy po nią sięgnąć ;) Ani okładka, ani tytuł mnie do tego nie zachęcają :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jestem zbytnio przekonana do tej książki i wydaje mi się, że nie jest ona w moich klimatach. Dlatego raczej ją sobie odpuszczę, jednak nie mówię jej „nie”.

    OdpowiedzUsuń
  8. Może kiedyś się przekonam ale nie sądzę żeby to było w najbliższym czasie

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2019 Wystukane recenzje