"Książki nie pisze policjant, lekarz czy prawnik, ale autor – można nawet go nazwać pisarzem."
źródło: https://www.instagram.com/aleksandersowa/
Osobiście z książkami Pana Sowy spotkałam się po raz pierwszy, z przypadku. Napisałam e-mail, ponieważ zaciekawił mnie opis nowej powieści i chęć nawiązania współpracy recenzenckiej. Nie żałuję, było warto, serio, serio.
Aleksander jest pisarzem, policjantem i jak zobaczyć można na jego instagramie, fan kotów. A więc, wszyscy miłośnicy kotów na pokład!
źródło: https://www.instagram.com/aleksandersowa/
Paulina: Czy zanim postanowił Pan wydawać swoje
książki sam, próbował Pan szczęścia w wydawnictwach? Czy self publishing był
skutkiem braku odzewu i zainteresowania ze strony wydawnictw?
Aleksander Sowa: Tak,
oczywiście, dla większości utworów starałem się
znaleźć wydawcę. Przyznaję jednak, że mam w dorobku również takie
dzieła,
które do wydawnictw nie wysyłałem. Każda książka, każdy utwór ma nieco
inną
historię. Były takie, które publikowałem samodzielnie, nawet nie
wysyłając
wydawcom, bo wiedziałem, że nie zostaną wydane. Dla powieści pt. „Koma”
już miałem
wydawcę, ale żądał zmian, na które nie mogłem się zgodzić, więc książkę
wydałem
samodzielnie. „Punkt Barana” miała zostać wydana w pewnym dużym
wydawnictwie.
Planowaliśmy opublikować całą serię astronomiczną, ale po kilku
miesiącach wydawca zmienił zdanie. Miałem również i taką przygodę, kiedy
moje
opowiadania lotnicze chciały wydać jednocześnie dwie niszowe, niewielkie
oficyny. Pamiętam,
że właściciel jednej bardzo chciał te opowiadania wydać. Wybrałem drugą
oficynę,
po trzech latach okazało się, że nie wywiązuje się ona z zawartych w
umowie
terminów i nic z wydania nie wyszło. Książkę wydałem samodzielnie. Mam
na koncie
nawet taki tytuł, który został odrzucony przez pewne wydawnictwo, ale
pięć lat później
jednak wydany. Jak
widać, z wydawaniem bywa różnie, podobnie jak i z self-publishingiem.
Nie
zawsze jest tak, że samodzielne wydanie oznacza brak odzewu czy
zainteresowania
ze strony wydawnictw. Dobrze, że jest alternatywa w postaci samodzielnej
ścieżki wydawniczej, ale na ten temat trzeba mieć trzeźwe spojrzenie –
zupełnie
tak samo, jak w przypadku współpracy z tradycyjnym wydawcą.
P.:Co Pan myśli o publikowaniu w duchu
„zero waste”?
A.S.: Uważam, że zachowania ekologiczne najskuteczniej aktywizują finanse. To się po prostu
musi opłacać. I to państwo powinno inicjować takie rozwiązania. Aby styl życia
ograniczający nadprodukcję odpadów się upowszechniał, potrzebny jest mocny argument
finansowy – na przykład mniejsze podatki, zwolnienia, ulgi, preferencje kredytowe
itp. Tymczasem stawka podatku VAT u nas na książki elektroniczne to 23%, a na
książki papierowe 5%. I nadal nie opłaca się u nas zbierać szklanych butelek
czy makulatury. I co z tego, że moje książki były drukowane na papierze ekologicznym,
jeśli taka książka nie będzie tańsza? Tak się akurat złożyło, że większość moich dotąd sprzedanych
książek to e-booki. Jestem ich zwolennikiem i czytam książki przede wszystkim w
takiej postaci. Wydawałem je już w roku 2002, kiedy prawie nikt (łącznie z czytelnikami)
nie traktował ich w Polsce poważnie. I tylko niewielu myślało, że to książka oszczędzająca
planetę. Nie wiem, jak te kilkadziesiąt tysięcy moich e-booków wpłynęło na ślad
węglowy. Wiem jednak, że przynajmniej nie zaśmieciły żadnego zakątka ziemi.
P.:Czy chciałby Pan aby w przyszłości
została zekranizowana Pana powieść? Jeśli tak, to która i dlaczego?
A.S.: W pierwszym momencie można by odpowiedzieć: tak, jasne, że
chciałbym! To buduje popularność tytułu i zwiększa zainteresowanie
książką. Po refleksji jednak stwierdzam,
że w większości przypadków ekranizacje książek nie są niestety udane. Tak, jest
kilka takich przypadków, które bezczelnie przeczą regule i jeśli to miałaby być
taka ekranizacja, to chciałbym. Ekranizacja książki to przecież nobilitacja dla
autora. Raczej skłaniałbym się jednak w stronę luźniej adaptacji. Nie zastanawiałem
się, który mój tytuł miałbym do tego wybrać. Może kiedyś przyjdzie na to czas, zobaczymy.
P.:W Pana najnowszej książce, „Gwiazdy
Oriona”, możemy przeczytać nie tylko o brutalnych morderstwach, ale przede
wszystkim o pracy policji i o tym, jak to wyglądało, kiedy dopiero kiełkowało
profilowanie. Czy kolejne części będą nawiązywały do tego tematu? Przeprowadzi
Pan czytelnika przez cały proces powstawania tego, jakże ważnego zawodu?
A.S.: Tak, w powieści „Gwiazdy Oriona” są brutalne zabójstwa, jest
praca policji i temat profilowania kryminalistycznego. Nie planuję w kolejnych
częściach serii wracać wprost do tematu profilowania, ale do
pracy policji i zabójstw owszem, na pewno. To nie wyklucza oczywiście, że wątek
profilowania się jeszcze nie pojawi. W kolejnych częściach serii może wydarzyć się wszystko, zawsze staram
się zaskoczyć czytelników.
P.: Na ile powieści, które wychodzą z pod
Pana pióra są autobiograficzne? Żałuje Pan wyboru zawodu? Książki mają być
przestrogą dla młodszych pokoleń lub rozgrzeszeniem dla starszych? A może to
pewnego rodzaju Pana spowiedź?
A.S.: Im
jestem starszy, tym moje dzieła zawierają mniej elementów wprost
zaczerpniętych z
mojego życia. Nie mówię, że ich nie ma, ale są mniej dosłowne, bardziej
subtelne, zawoalowane, głębiej przemyślane i trudniejsze do
odnalezienia. W
życiu żałuję wielu decyzji, także książek, jakie napisałem lub bardziej
tego, w jaki sposób je napisałem, albo wydałem. Staram się, aby dawały
one jednak przede wszystkim rozrywkę. Jednocześnie mam świadomość, że
mogą
budzić pewne refleksje, przemyślenia oraz interpretacje. To dobrze, ale
nie chcę
się do nich odnosić, bo nie są moje.
P.: No właśnie, jest Pan policjantem. Czy
wpłynęło to na to, jak konstruowana jest powieść „Gwiazdy Oriona”. W końcu jest
Pan „u źródła” i nie musi się starać o dostęp do pewnych dokumentów lub rozmów
ze stróżami prawa, bo ma Pan styczność z tym wszystkim na co dzień.
A.S.: Książki
nie pisze policjant, lekarz czy prawnik, ale autor –
można nawet go nazwać pisarzem. To umysł autora układa fabułę, tworzy
bohaterów, buduje konflikt i tak dalej. Oczywiście każdy zawód, który
człowiek
wykonuje, siłą rzeczy wpływa na wiele obszarów życia, tym
bardziej służba w policji na kogoś, kto pisze. Szczególnie, kiedy pisze
się powieści kryminalne. Staram się jednak rozgraniczać te światy. Nie
wykorzystuję
informacji zdobytych w pracy w książkach, bo nie jest to etyczne. Nie
wykorzystuję dokumentów służbowych, nie korzystam z nich, tak po prostu
nie
można. W moich książkach natomiast jest coś innego, co wynika z tej
pracy, a
nie jest dostępne innym autorom. Tym czymś jest realizm i czynnik
ludzki.
Czasem smutny i nieprawdopodobny. Możliwe, że nie całkiem do przyjęcia
dla
cywila, często brutalny, bywa, że gorzki i smutny. Musimy przecież
pamiętać, że gdzieś za literacką fikcją stoją jacyś prawdziwi ludzie,
czyjeś osobiste tragedie i ktoś oglądający czyjeś cierpienie, ból,
strach albo spojrzenie, za którym może się czaić naprawdę wszystko.
P.: Nawiązując do poprzedniego pytania,
ujawnia Pan (lub nie ujawnia ;)) wiele informacji. My, czytelnicy nie jesteśmy
w stanie stwierdzić co jest faktem, a co fikcją literacką. Natomiast Pana
koledzy po fachu już tak. Nie mają do Pana pretensji o to, jak opisuje Pan
policję?
A.S.: To
nie jest tak, że jeśli ktoś jest policjantem, będzie wiedział,
co w mojej książce jest faktem, a co fikcją. Nie można napisać powieści
kryminalnej w 100% prawdziwej, bo wtedy mielibyśmy dokument albo
reportaż. Nie o to chodzi. To, jak mówiłem, inne światy. Jasne, ktoś
znający
realia służby w mojej książce dostrzeże pewne niuanse, które nie będą
widoczne dla
pozostałych czytelników. Moi „koledzy” nie mogą mieć jednak pretensji,
ponieważ
nie przekroczyłem pewnej granicy, której przekroczyć mi nie wolno.
Uważam, że moje książki raczej uświadamiają przeciętnemu czytelnikowi,
jak bardzo wymagająca jest ta służba. Większość przecież nie lubi
policjantów i nie rozumie tej służby. Tymczasem oni też mają rodziny,
PESEL,
kredyty i marzenia. Też chcieliby mieć wolne w niedzielny obiad. Im też
się chce
spać o trzeciej w nocy, kiedy śpią inni.
P.: Dopiero została wydana pierwsza książka
z serii o Emilu Stomporze, ale już wiemy z okładki, że będzie to seria. Ma Pan
już pomysł na całość lub może na samo zakończenie?
A.S.: Tak, do księgarń trafiła pierwsza książka z serii
astronomicznej, z Emilem Stoporem pt. „Gwiazdy Oriona”, ale nie jest to
pierwsza książka z tym bohaterem w ogóle. W 2010 ukazała się „Era Wodnika” a w
roku 2017 „Punkt Barana”. W każdej z nich mamy tego samego bohatera, ale inny
czas akcji. W powieści „Era Wodnika” mamy rok 2008. Wydarzenia z kontynuacji pt. „Punkt Barana” mają
miejsce kilka lat później, natomiast czytając „Gwiazdy Oriona”, przenosimy się
do początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy główny bohater zaczyna karierę policjanta.
Dwie pierwsze powieści wydałem samodzielnie i o ile wszystko się ułoży
pomyślnie, będą wydane raz jeszcze w nowych edycjach. Zanim to nastąpi, pojawią
się kolejne części przygód Emila. A zakończenie już istnieje, zostało
napisane.
P.: Będzie Pan dalej wydawał na własną rękę
czy „Gwiazdy Oriona” to początek współpracy z wydawnictwem?
A.S.: Nie pierwszy raz wydaję z wydawnictwem, więc z całą
pewnością mogę powiedzieć tylko jedno: nie wiem. Czas pokaże. Chciałbym, aby
cała seria astronomiczna ukazała się wydawnictwie Lira, ale to oczywiście nie
zależy tylko ode mnie. Mam nadzieję, że „Gwiazdy Oriona” zostaną dostrzeżone
przez szersze grono czytelników i mój plan wydawniczy się uda wprowadzić w
czyn.
P.: I na zakończenie: czy marzy się Panu
sprzedaż w wielotysięcznych (ba! Może i milionowych) nakładach i pojawienie się
w czołówkach list polskich pisarzy bestsellerów?
A.S.: Wielomilionowe nakłady w Polsce są mało realne, a wielotysięczne
już jakiś czas temu osiągnąłem. Na to, czy pojawię się w czołówkach list
polskich pisarzy bestsellerów, ma wpływ wiele czynników. Przecież w końcu wydawanie
książek to w pewnym sensie show-biznes. Staram się nie marzyć. Staram
się pisać, poprawiać warsztat i wydawać coraz lepsze książki. Cieszę się,
że mam wspaniałych czytelników, którzy doceniają moje pisarstwo i sięgają po moje książki.
Mam nadzieję, że moja twórczość będzie coraz bardziej popularna, a
zainteresowanie czytelników pozwoli mi kiedyś poświecić się w pełni zawodowemu
pisaniu, bo jak dotąd to interesujące, wspaniałe, lecz wciąż,
niestety tylko hobby.
Jeszcze raz, bardzo, bardzo dziękuję Panu Aleksandrowi za chęć odpowiedzi na pytania oraz za to, że są one tak obszerne. Mam nadzieję, że nasza współpraca nie zakończy się tak szybko i że uda nam się podyskutować też na żywo... może nawet przy okazji wydania kolejnej powieści...? :)
super wywiad :) "Gwiazdy Oriona" oczywiście czytałam i jestem zachwycona! Już teraz wyczekuję kolejnych części i tych obiecanych wznowień! :)
OdpowiedzUsuń