Jakże przewrotny tytuł :)
Autorka postarała się żeby było zabawnie nadając swoim bohaterom właśnie tak ciekawe imiona i nazwiska.
„(…) nazywałam się Jagoda Borówko. To taki żarcik rodziców, ha ha ha, bardzo się śmiałam, zwłaszcza w szkole podstawowej.” - kolejne jakże zabawne imię!
Tak, mogę śmiało przyznać, że całość jest słodko-gorzka. Tyle w tym realizmu co w książkach fantasy, ale niech będzie. Nie gustuję w romansach/komediach romantycznych itp. i być może stąd mi nie podchodzą udziwnione zbiegi okoliczności i tego typu związki.
Mało tego, w większości takich powieści jest ten sam schemat. Facet, który nie chce być w związku, bzyka wszystko, co przed nim na drzewo nie ucieka i kobietka, smutna, nieśmiała, pragnąca wielkiej miłości. I jakimś cudem tak właśnie kobietka nawraca mężczyznę i są razem długo i szczęśliwie. Serio? Serio, ktoś wierzy w takie bzdury?
No ale dobrze, wiem, że wiele osób czyta takie powieści, pociesza się nimi i dzięki nim ma nadzieję na lepsze jutro, związek, czy wyrwanie niedostępnego mężczyzny, który woli przygody na jedną noc.
Nie mój klimat, w zasadzie przeczytałam bo jest krótka a potrzebowałam czegoś na odmóżdżenie, bo za dużo ostatnio u mnie trupów się ściele. Śmiałam się, nie zaprzeczę, nie tylko z niedorzeczności całej historii ale też z żarcików, jakie przemyciła Autorka.
Polecam osobom, które lubią romanse i słodycz w takich ilościach, że może zemdlić. Niektórych mdli jak czytają o trupach, innych jak czytają takie miłosne opowiastki. Należę do tej drugiej grupy.
Wracam do moich kryminałów, Panie Minier, nadchodzę!
Moja ocena 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz